Moje ostatnie słodkie odkrycie. Można opychać się nimi bez wyrzutów sumienia. Wiadomo, kalorie swoje mają, ale kaloria kalorii nie równa. Robią się praktycznie same, podczas produkcji kuchnia się specjalnie nie brudzi (no dobra, poniosło mnie, moja się brudzi), a jak zrobię większą porcję to mogę przez trzy dni systematycznie przetaczać się do lodówki i wyciągać kulkę. Sesja w pełni, mózg lubi węglowodany, zawsze jakaś wymówka dla drobnych pyszności się znajdzie. Choć moja rozprawa z zaliczeniami bardziej przypomina kota przemierzającego wszechświat na syntezatorze niż rzetelną naukę, z racji odniesionych sukcesów zasłużyłam na pyszności. Kulki są niestety dość drogie w wykonaniu, wiadomo, za luksusy trzeba płacić. Jednakże moim zdaniem wystarczy poszukać w domu, zawsze zalegają jakieś niedokończone paczki orzechów czy daktyli. Ja ładuje do nich takie bakalie, jakie wygrzebie z okolicznych szafek, wrzucamy to, co akurat mamy.
Potrzebujemy
- Bakalie, takie jakie mamy, mogą być: każde orzechy, suszone figi, morele, śliwki, rodzynki, wiórki kokosowe, płatki migdałowe
- Płatki owsiane
- Odrobinę wody lub mleka
- Łyżka kakao
- Cynamon
- Opcjonalnie: miód
- Zmielone orzechy, drobne płatki migdałów bądź wiórki kokosowe do obtoczenia
Wszystko co mamy z wyjątkiem drobiazgów przeznaczonych do obtoczenia kulek wsypujemy do miseczki. Proporcje są dowolne, ale warto dać trochę więcej orzechów- wtedy masa jest gęstsza. Zalewamy wrzątkiem i odstawiamy na godzinę. Po godzinie część wody odlewamy i mielimy bakalie w blenderze. Jeśli masa jest zbyt gęsta i nie chce się mielić (u mnie tak było kiedy przesadziłam z orzechami) dodajemy odrobine mleka lub wody. Na końcu wsypujemy płatki owsiane, tak żeby stanowiły około 1/3, 1/4 masy. Suszone owoce mają zdecydowanie przeważać. Dodajemy kakao i cynamon, jeśli masa jest za mało słodka łyżkę, dwie miodu. Kulki na początku ciężko jest uformować, szczególnie kiedy masa jest zbyt rzadka. Wtedy ratujemy się wiórkami lub płatkami i formujemy smakołyki. Ma być ciężko, nie ma pyszności za darmo. Obtaczamy w płatkach, układamy na talerzu i schładzamy w lodówce. Zaobserwowałam, że im dłużej siedzą w lodówce, tym są lepsze. Na początku ich smak mnie nie zwalił z nóg, jednak na drugi dzień opychałam się nimi jak czekoladkami, tylko bez wyrzutów sumienia. Przechowywać koniecznie w lodówce. Smacznego !
Tak teraz patrze na nie i widzę, że są bardzo nieforemne. No cóż, kiedyś jako jedyna w klasie dostałam tróję za malunek. I była to trója postawiona z dobrego serca. Tatuś, po którym niewątpliwie odziedziczyłam talent plastyczny do tej pory chwali się, ze kiedyś narysował na lekcji “trzech murzynów w ciemnej sali”. Reakcji nauczycielki chyba nie muszę przytaczać.